Czy jestem Gothem? Trochę dłużąca się opowieść bez morału, której nie wszyscy powinni czytać, ale Ci, którzy nie powinni, mają prawo o tym wiedzieć. Reszta może po przeczytaniu tekstu raczej pogorszyć sobie o mnie zdanie, więc jak nie zależy Wam, to nie czytajcie. Imiona postaci zostały zmienione. autor: Chlopiec
Obiecałem niegdyś koledze, że pójdę z nim na gotycką imprezę. Ponieważ staram się dotrzymywać słowa, po pół roku udało mi się znaleźć czas i zdecydować na wypad, który miałby ziścić to, co obiecałem.
Umówiliśmy się przy Metrze Centrum na 19:00. Miał być jeszcze jeden kolega, z mojej klasy z liceum - Mariusz. Przyszedłem miejsce spotkania pierwszy. Niedługo potem zauważyłem Łukasza, któremu właśnie obiecałem swoją obecność. Postaliśmy chwilę i dostałem ulotkę nawołującą do nie spowiadania się księdzom w konfesjonałach. Myślę, że skorzystam z tej rady :). Właściwie to korzystam z niej od wielu wielu lat... Postaliśmy jeszcze chwilę i podeszła do nas jakaś dziewczyna i zagadała do Łukasza. Znali się... choć właściwie nie znali, ale w tej chwili poznawali. Jakimś cudem stwierdziła, że tak jak i ona, pewnie i my czekamy na Mariusza. Ciekawe dlaczego? Czyżbyśmy tak charakterystycznie wyglądali??? Dalszy czas oczekiwania spędziliśmy już razem z przerwą na podpis pod kandydaturą Szyszkowskiej. Karolina była bardzo ładną dziewczyną. Była ubrana na czarno i miała pewnego rodzaju kamizelkę, która - wywadało się, jeszcze chwile i się rozepnie i odsłoni i tak już lekko widoczne piersi, o które nie jeden mężczyzna by walczył. W końcu pojawił się Mariusz i czym prędzej udaliśmy się do autobusu. Dojechaliśmy do Dworca Zachodniego i tam wysiedliśmy. Tunelami dostaliśmy się na jakąś stację kolejową i dalej poszliśmy po torach, aż przez pokrzywy dotarliśmy do wyznaczonego budynku - klubu No Mercy.
Weszliśmy do środka. Pomieszczenie nie było duże. Było za to zdecydowanie czarne. Miejscami lampy podświetlały dość ciekawe zdjęcia, na których ukazywała się szczupła kobieta o włosach rozplecionych w tle niczym pajęczyna. Wyglądała trochę, jakby urosła z tych włosów jak z korzeni zaczepionych na otaczających ją gałęziach. Znajomi zamówili piwo. Ja zamówiłem likier kawowy, który, jak się okazało, daleki był jakością od prawdziwego baileysa. Usiedliśmy na zewnątrz i rozmawialiśmy. Czas płynął. Alkohol się kończył i w moim przypadku został zastąpiony znacznie juz lepszym Martini. W okolicy pojawiało się coraz więcej Gothów...
Co ciekawe, prawie wszyscy się znali. Było to dość dziwne. Karolina co chwilę stwierdzała, że kogoś zna - np ze szkoły. Łukasz rozpoznawał tylko niektórych, a Mariusz nikogo, ale i tak wyglądało to jakby wszyscy się znali. Był też w towarzystwie chłopak prześliczny. Średnio wysoki szatyn o tak słodkim uśmiechu, że mogłby zaspokoić miesięczne zapotrzebowanie całej Warszawy na słodzik. Był ubrany na czarno. Jak każdy. Był szczupły i miał niesamowite brwi. Łukasz go znał. Żałowałem, że ja nie. Siedział z jakimiś dziewczynami ubranymi na czarno. Jak wszyscy.
Karolina wciąż opowiadała o swoich kolejnych chłopakach i o grach w które grała. Fajna dziewczyna. Trochę głupio mi było, że nikogo nie znam, więc zacząłem starać się znaleźć jakichś wspólnych znajomych. Nawet się udało. Co ciekawsze, niewiele później, mój znajomy dj, poznany na imprezach u Hrabiego pojawił się i tu. Trochę się zdziwił, że mnie tu widzi, ale szybko przeszedł do witania się z Łukaszem, z którym oczywiście się znali. Niewiele dłużej musiałem czekać by pojawił się kolejny mój znajomy. 60-letni, siwy inżynier, także znany z imprez u Hrabiego. Witał się z Łukaszem, po czym zamurowało go, że i mnie tu widzi. Zaczynało mi się podobać.
W głębi grała muzyka. Włóczył się też czarny kot, dający się pogłaskać tylko niektórym. Organizatorzy zebrali opłatę wejściową i dalej rozmawialiśmy - niestety, nie mieliśmy już naszych miejsc, wieć chodziliśmy z punktu do punktu. Robiło się tłoczno. Pewnym razem trafiliśmy na łysego człowieka, z metalowymi elementami w ubiorze. Oczywisćie czarnym. Jak wszyscy. Opowiadał on o swoim psie, o ruskich i o niemieckich imprezach. Śpiewał zachrypłym niskim głosem niezbyt zrozumiałe pieśni swego znajomego, a w tle było co jakiś czas słychać chóralne "Taki duży, taki mały, może kozę czcić!". Czas było zejść na doł. Na dole panowała dość specyficzna, zadymiona atmosfera. W dużej mierze podobna do tej, jaka bywa w klubach gejowskich, ale tu wszystko było czarne. Byli tu także panowie. Niektórzy baardzo śliczni. Wielu z czarnym makijażem. Wielu z metalowymi elementami. Wielu, z którymi przespanie się groziłoby prokuratorem. Duża gęstość ładnych chłopców spowodowała tematyczne rozmowy. Moi heteryccy koledzy zachwycali się niektórymi mówiąc: "ten jest mój typ", "ten jest śliczny", "ten jest bardzo sexi". Z niektorymi stwierdzeniami się nawet zgadzałem :). Grała muzyka. Nie znam się na gatunkach, ale było to coś w stylu tkzw gejowskich hitów w wersji hard rock + inne ciężkie brzmienia. Nawet było miło. W pewnym momencie na sali pojawiła się dość niezwykła dziewczyna. Generalnie składała się jedynie z linii vertykalnych. Nie było żadnych poziomych - tylko jakby zebrane obok siebie lekko faliste linie pionowe. Miała kolejno - długie obcasy, dłuuuugie nogi i dłuuugie włosy, które jeszcze trochę i sięgałyby kolan. Jej kolan. W poziomie zajmowała niewiele więcej niż szklanka piwa, którą trzymała w dłoni. Brwi miała znacznie bardziej nienaturalne niż najbardziej wymyślna rasa ze Star Trek. To była ta sama osoba, która widniała na zdjęciach z pajęczymi włosami. Ta sama, której prześliczny Artur (nawet mój 60-letni znajomy go znał) robił zdjęcia. Wyróżniała się z tłumu. Wszyscy się wyróżniali. Oprócz mnie.
To było dziwne uczucie. Zawsze to ja jestem inny, to ja jestem dziwny, to ja się wyróżniam - choć niekoniecznie pozytywnie, a tu? Tu byłem tak zwyczajny, Jakbym został wzięty prosto z ulicy. Mimo, że byłem ubrany na czarno. Jak wszyscy. Ale wszyscy byli jacyś. Piękny Artur był mistrzem imprezy. Piękne chłopięcia były oszałamiająco śliczne i błyszczały swoimi metalowymi obrożami. Dziewczyny były wymalowane, a 60letni inżynier jako jedyny był siwy. W całej swej odmienności byłem tak przeciętny, jak chyba nigdy. Byłem tylko zwyczajnym elektronikiem, który nic nie znaczy. Wtedy zacząłem myśleć, że przynajmniej opiszę to co przeżyłem. Siedziałem na kanapie. Obok siedział Mariusz, który miał za chwilę iść dalej tańczyć. Na przeciwko tańczyła Samotna Gothka - jak nazwał ją Mariusz. Wiła się z odkrytym brzuchem, tak że seks wręcz po niej spływał. Była strasznie chuda. Niewielka. Całą czarna. Jak wszyscy. Mariusz poszedł tańczyć i wtedy stało się coś dziwnego.
She choose me. I had never been chosen for anything before.
Smukła dłoń skierowała się w moją stronę i sprawiła, że podniosłem się z kanapy. Samotna Gothka poprosiła mnie w ten sposób do tańca. W ten sam sposób stałem się jej ofiarą. Tańczyliśmy. Starała się kierować me ręce tak, bym jak najwięcej ją dotykał. Przytulała się. Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie drapała mnie po tkzw klatce piersiowej. Szkoda, że nie pasuje mi w panach, jak mają zbyt długie paznokcie. Po kilku melodiach taniec się zakończył, a ona, z poczuciem, że zapracowała, zapytała, czy postawię jej piwo. Me wrodzone poczucie interesu powiedziało "a-ha! to o to chodziło!", ale skoro mogłem sobie na to pozwolić i zobaczyć co będzie dalej, zgodziłem się. Był to dość szczęśliwy wybór. Podszedłem do kontuaru. W chwilę potem podszedł Artur. Z bliska było go dobrze widać. Nosił na głowie czarny beret. Taki francusko-artystyczny. Chłopak był ostrzyżony tak równo, jakby co pół godziny jakiś fryzjer sprawdzał i pilnował, czy czasem jakiś włosek nie zaczął wystawać odrobinę za daleko.
"To Ty jesteś autorem tych zdjęć, co tu wiszą na ścianach?" "Acha" - odpowiedział uśmiechając się jeszcze bardziej słodko niż przedtem (o ile to możliwe). "Jest co oglądać, choć niekoniecznie same zdjęcia są tu najciekawsze" Nie wiem dokładnie co odpowiedział, ale mówiąc to przejeżdżał mi ustami po policzku, choć hałas wcale tego nie wymagał. Poszeptaliśmy sobie jeszcze kilka słówek podczas gdy barmanka nalewała piwo. Odwróciłem się i postarałem poszukać "mej" młodej. Trochę trzeba było się porozglądać, bo wszystkie wyglądały podobne, a w okolicy tej włąściwej uwagę przykuwał siedzący obok koleżka, przez co Gothka była dość nie zauważalna. Ale się udało. Podałem jej piwo i się dosiadłem. Podziękowała i starała się jeszcze uśmiechać, by zrobić mi przyjemność. Tu już było zabawnie. Gdy tylko odwracała się trochę w bok poważniała, by później znów popatrzeć na mnie z uśmiechem. Wymuszonym. Nie specjalnie mnie to interesowało, ponieważ uśmiech siedzącego na tej samej kanapie koleżki był znacznie przyjemniejszy. Gothka najwidoczniej znała młodego chłopczyka, więc nie chciałem tracić kontekstu.
Nigdy nie byłem dobry w podrywaniu dziewczyn, więc nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć. Zacząłem od pochwalenia jej ubrania. Nie mogłem się powstrzymać, by nie dodać, że kolega obok, też ma śliczny strój. A strój był mniej więcej tak śliczny jak sam kolega. Nie chcę opisywać, ale kilka dotknięć materiału i młodzian szybko podał mi namiar na sklep, gdzie można coś takiego kupić. Ale nie mogłem przerywać kontaktu z Gothką. Zapytałem, czy często tu bywa. Odparła że czesto i zapytała mnie o to samo. Powiedziałęm, że nie często, co w pewnym sensie było prawdą. Materiał ubranka chłopca obok był jednak bardzo interesujący. Gothka coraz bardziej nie wiedziała co dalej robić. Zaproponowałem przedstawienie się, ale musiałem specjalnie dopytywać, by podałą mi swoje imię, którego i tak nie zapamiętałem, bo było jakimś polskim, ale zgothyconym.
Kolejna wrodzona cecha - złośliwość, dobierała się do kontroli nad tym co mówię. Już prawie, prawie powiedziałem, "ładna jesteś, ale i tak bardziej podoba mi się Twoj kolega", ale jakoś sie powstrzymałem. Ponieważ jednak, coraz mniej grała swą wdzięczność i coraz mniej jeździła mi palcami po twarzy, zapytałem czy często namawia nieznajomych, by zafundowali jej piwo. Nic nie odpowiedziała. Nastąpiła cisza. Posiedziałem jeszcze trochę, popatrzyłem i powiedziałem, że w takim razie, może już sobie pójdę. W tym momencie złośliwość złapała w ręce stery mego umysłu i dodała za mnie: "masz bardzo fajnego kolegę", a sam kolega został chwycony mą ręką na pożegnanie. Poszedłem sobie.
Na koniec przedyskutowałem jeszcze kilka spraw, z 60-latkiem, otarłem Artura z jakiegoś kurzu i odpowiadałem na pytania Mariusza i Łukasza pt: "co zrobiles z ta mloda Gothka?".
Generalnie było miło. Muzyka była niezła jak na mój gust. Ludzie byli ładni (ten młody przypominał nieco Janka :) ). W uszach mi jeszcze brzęczy, ale pewnie przejdzie. Chętnie wybiorę się ponownie, ale dopiero, gdy będę miał czym się wyróżnić - choćby przed samym sobą.
Ostatnio zmieniony 29 gru 2008, o 23:54 przez 7z9, łącznie zmieniany 2 razy |
Wstawienie treści artykułu |
|