Bóg i jego kilkanaście centymetrów Wiara a homoseksualizm. autor: Chlopiec
Będąc homoseksualni, często spotykamy się z sytuacjami, w których jesteśmy krytykowani (atakowani) przez ludzi religijnych, przez dostojników Kościołów, a także dużą część zwykłych ludzi wierzących. Wypadałoby w końcu wyjaśnić, na ile ludzie ci mają powody, by nas krytykować. Gdy bliżej się temu przyjrzeć, to okazuje się, że tak naprawdę nie istnieje żadna duża religia, która ze spokojem patrzy na homoseksualizm. Dla jednych jesteśmy chorymi, dla drugich biednymi, a dla jeszcze innych niebezpiecznymi osobnikami. Z ust niby pokojowo nastawionych wiernych trafiają w naszym kierunku przeróżne obelgi i zwykłe groźby. To jeszcze pół biedy. Gorzej, gdy okazuje się, że także niektórzy z nas wierzą w Boga i jego nauki moralne.
Czym właściwie jest wiara? Prawdopodobnie większość ludzi myśli, że czymś najzupełniej naturalnym, oczywistym i koniecznym, by „wygrać” to życie. Prawdopodobnie też większość z tych ludzi uważa, że wiara powinna objawiać się w postaci religii. Prawdopodobnie większość z wyznawców dowolnej religii widzi w swoich religijnych zasadach elementy, które uważa za bezsensowne. Co ciekawe elementy te różnią się znacznie pomiędzy kolejnymi ludźmi. Skąd takie rozbieżności?
Gdyby popatrzeć na wiarę jako zjawisko socjologiczne, można zauważyć, że wiara jest elementem idealnym do tworzenia podporządkowanego społeczeństwa. Już ludzie prymitywni tworzyli sobie posążki bożków i szukali prostych wyjaśnień zjawisk. Bogowie chronili przed lękiem, a modły i dziwaczne rytuały zabezpieczały przed gniewem bożym wyrażanym np. w postaci suszy… Co inteligentniejsze jednostki starały się wykorzystać podatność ludzi na objawienia i cuda. W czasach, gdy ogień był nowością, nietrudno było wykonać coś, co zostałoby zakwalifikowane przez współtowarzyszy jako cud, a i dzisiaj w wyniku ludzkiej łatwowierności nietrudno o „cuda”. A cuda, jak powszechnie wiadomo, są domeną boską. A to z kolei oznacza, że wykonawca czy też dostawca cudu zostawał z reguły wynoszony do pozycji równej Bogu, no a nieco później do namiestnika Boga… Bóg, najczęściej wszechmogący (a przynajmniej mogący znacznie więcej niż zwykły śmiertelnik), bywał dobrym sprzymierzeńcem i niebezpiecznym wrogiem. Warto było mieć takiego wysłannika Boga po swojej stronie. A jak to zyskać? Choćby poprzez wykonywanie rzekomych rozkazów bóstwa, które bóstwo przekazuje za pomocą swych sług. Tak zaczęły powstawać kolejne kultury i zorganizowane hierarchiczne społeczności, a legendy o bóstwach i cudach wymyślone w jednej z tych kultur, wędrowały wraz z ludźmi w inne zakątki świata.
To prawda, że potrzeba zwierzchnictwa boskiego bywa naturalna dla człowieka. Na tyle bywa ona naturalna, że proces ten mógł się rozwijać w podobny sposób na lądach ze sobą niepołączonych. Strach przed nieobliczalnym światem potęgował tworzenie coraz to nowszych patronów przypisanych poszczególnym dziedzinom życia (wydawało się, że tym wszystkim musi przecież ktoś kierować). Kiedyś jednak jakiś człowiek wpadł na pomysł, ze gorzej się włada ludem, który wierzy w całą bandę cudownych istot, z których każda ma swoich kapłanów i wyznawców (a do tego jeszcze istnieje poważne ryzyko, że jakiś wysłannik Boga zapragnie tronu – walki samych bogów są dość popularne w mitologii), w związku z czym stworzono monoteizm, religię bardziej uporządkowaną, uniwersalną, statyczną i wiara ta świetnie się sprawdziła. Najpotężniejszy i jedyny Bóg grzał wojska do bitwy, chronił ludzi przed złą, zagadkową przyrodą i pomagał w życiu codziennym (Bóg przecież kocha swe dzieci, choć w przeciwieństwie do Kowalskiego, który też dzieci swe kocha, Bóg bardzo często siedzi bezczynnie, gdy jego dzieciom dzieje się krzywda).
Ludzie władzy (kapłani i arystokracja) z czasem podporządkowali sobie „Boga” (człowiek podobno został stworzony na podobieństwo Boga, ale Bóg niewątpliwie także został stworzony, tylko że na podobieństwo człowieka i z czasem na różnych terenach wprowadzali swoje własne prywatne zasady (wygodne np. ze względów politycznych) jako boskie. Tak rodziła się religia. Jeden z władców mógł np. lubić krowy, to uznał, że będą święte. Inny lubił alkohol, to wymyślił, że to niby po wypowiedzeniu kilku magicznych słów, wino w krew Boga się zamienia… Pomysłów było wiele (ludzie są bardzo pomysłowi). Częstym wymaganiem było stawianie się na zebrania wiernych, obecnie zwane np. mszami/pielgrzymkami, na których propagowano najnowsze (modne?) pomysły i reguły współżycia społecznego. Jak dobrze wiemy, wielu światłych ludzi ma dość rozwinięte życie seksualne. Tak samo było i w przeszłości. Jeden z wysłanników Boga uznał, że bóstwo bardzo jest zainteresowane, jak ludzie posługują się swoimi członkami i że jeśli robią to nie tak, jak trzeba, to zostaną potępieni. Jakże to perwersyjnie przyjemne, móc nakazać milionom ludzi, by tak czy inaczej posługiwali się swoim przyrodzeniem. Były też zasady bardzo praktyczne i tylko z pozoru wydające się bezsensownymi. Ciekaw jestem, kto wpadł na pomysł obrzezania… Wbrew niektórym opiniom, czynność ta ma trochę sensu. Zabieg najpewniej miał na celu poprawić higienę i zdrowotność wśród ludności. W innej kulturze dla przykładu, nie pozwalano kobietom przyrządzać mięsa wołowego, ponieważ współczynnik pH ich potu źle się komponował z mięsem tych zwierząt i powodował szybsze psucie się pożywienia. Oczywiście nikt tego nie wyliczył – tak się okazywało w praktyce i ktoś pomysłowy uznał kiedyś, że można taki zakaz wprowadzić.
Na nasze nieszczęście – pod koniec Starożytności i we wczesnym Średniowieczu, okazało się, że im więcej ludzi w państwie, tym państwo potężniejsze… Niestety, co oczywiste, homoseksualizm przeszkadzał w tak rozumianym rozwoju potęgi narodu (nie przysparzał wiernych i tzw. „mięsa armatniego”). Stwierdzono więc (zakładając, że homoseksualizm to zwykły wybryk), że bramy niebios są dla gejów zamknięte. Stwierdzono też, że opornych gejów najlepiej wykończyć (ciekawe dlaczego – żeby szybciej do piekła trafili?). Tymczasem znane są opisy ukazujące rozpustę panującą z zakonach. Osobiście poznałem kilka osób, które były, albo przymierzały się zastać kapłanami, przy czym byli to ludzie homoseksualni. Niektórzy czuli się z tym źle, niektórzy nie robili z tego problemu, a jeszcze inni widzieli siebie jako tych, którzy zmienią Kościół na bardziej tolerancyjny. Sytuacja homoseksualistów – jeśli chodzi o podejście do nich religii – od tego czasu niewiele się zmieniła. Jeśli okazałoby się, że homoseksualizm jest wrodzony (jest wiele sprzecznych materiałów na ten temat, ale na podstawie jednych z najnowszych badań skłaniałbym się ku wskazaniu okresu prenatalnego jako czasu kształtowania się seksualnej tożsamości), to oznaczałoby to dosłownie, że część ludzi niejako z góry skazana jest na piekło, czy też dowolnie inne wieczne potępienie. Czemu Bóg miałby takich odszczepieńców-bez-wyboru tworzyć, dla zabawy?
Jak wcześniej napisałem, praktycznie każdy wie, że w wyznawanej przez niego religii są elementy bezsensowne (logicznie niezrozumiałe). Nie wykonywanie czynności, które wykonywać nakazuje wiara (religia) jest chyba sprzeczne z „odgórnymi zasadami”. Niemniej – tak samo jak ten, który nie chodzi na mszę nazwie się katolikiem, tak samo taki przykładowy złodziej może czuć się współwyznawcą tej samej religii. Jak to możliwe, skoro obaj łamią różne obowiązujące ich jako wiernych zasady? (A do tego uważają, że cała reszta zasad, z tych, które akurat im się podobają, jest święta). Odpowiedź jest chyba tylko jedna i w miarę oczywista – wierni sami arbitralnie decydują, które z boskich zasad mają sens, bo sami odczuwają, iż niektóre sensu nie mają. A wszystkie zasady przecież pochodzą od Boga, a przynajmniej taka wykładnia obowiązuje wszystkich wiernych! Czyżby Bóg – ideał, tworzył coś bezsensownego?
Nie jestem w stanie uwierzyć, że Bóg się obrazi, jeśli zjesz mięso w piątek (od którego momentu jest piątek? czasu GMT? czy jakiego? dokładnie słonecznego? a o które białka z mięsa chodzi?), czy jeśli np. nie pomodlisz się przed snem (ja sypiam czasami w dzień – to też mam się modlić?), czy dajmy na to, nie odwiedzisz Mekki, wtedy kiedy trzeba (na czym polega to odwiedzenie? na powiedzmy zbliżeniu się na odległość mniejszą od x od określonych cząstek ściany Mekki?). Wszystkie tego typu zasady trudno traktować poważnie i można je rozpatrywać chyba tylko zakładając, że Bóg jest jakiegoś rodzaju maszyną na logikę rozmytą. Wydaje mi się, że dużo bardziej prawdopodobne jest, że ten niedokładny (nieścisły) sposób myślenia jest typowy dla ludzi i przez nich ten Bóg (z zasadami) został stworzony…
Zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego ktoś tak potężny jak BÓG miałby interesować się kawałkiem mięsa odstającego od mojego ciała trochę poniżej podbrzusza. Nie spotkałem jak dotychczas człowieka religijnego, który umiałby odpowiedzieć na takie pytania. Zazwyczaj informuje się mnie, że tak już jest (boska tajemnica) i że jak nie wierzę (zasad bożych nie przestrzegam), to pójdę do piekła. Mnie to nie zadowala.
Niestety nie znam religii, która pochwalałaby homoseksualizm (choć niewykluczone, że takie odłamy istnieją, np. anglikański Kościół Episkopalny nas akceptuje – to ten od tej afery z biskupem gejem). Uważam za czystą hipokryzję podporządkowywanie się tylko jakiejś części zasad danej religii (albo akceptujemy wszystko, całość „słowa bożego”, albo nic). W końcu religia mówi, że jeśli do czegokolwiek nie dostosujesz się, to marnie skończysz.
Tak jest z religią. A co z wiarą? Wiara to pojęcie szersze – można wierzyć w cokolwiek. Można wierzyć, że Bóg istnieje… i tylko w to (Bóg i Kościół to byty odmienne i nie muszą mieć ze sobą wiele wspólnego). Można wierzyć, że postępowanie zgodne z własnym sumieniem prowadzi do jakiejś odmiennej pośmiertnej świadomości. Można wierzyć, że wyzbycie się potrzeb ciała daje szanse na uwolnienie się od tego świata i wielkie duchowe poznanie. O ile religia to skodyfikowany zbór zasad, to wiara jest własnym wewnętrznym odczuciem. Niemniej religia opiera się na wierze. A wiara jest poglądem, któremu trudno zaprzeczyć (trudno racjonalnie dyskutować z kimś, kto mocno w coś wierzy). Wiara jest w dużej mierze nieweryfikowalna. Choć nie wierzę w Boga, nie jestem w stanie definitywnie stwierdzić jego braku (dla mnie wiara, jako potrzeba ratunku, np. przed śmiercią, czy jako pomoc, czy co tam jeszcze, wydaje mi się śmieszna, dziecinna – tak samo dzieci wierzą sobie, iż w razie problemów pomogą im… dobre wróżki i krasnoludki).
Nie wiem, dlaczego ktoś koniecznie miałby wierzyć w to, że geje są źli i że trzeba ich tępić. Ciekaw jestem, jakie ludzie wierzący znajdują ku temu uzasadnienia (że nie płodzą dzieci? – księża też nie, a przynajmniej nie powinni). A może, bo to nienaturalne? Przecież w przyrodzie też tak jest. Są osobniki, które wolą towarzystwo osobników tej samej płci (bynajmniej nie tylko ze względów towarzyskich). Aby w coś uwierzyć nie poddając się wpływom religii, trzeba rozmyślać – uczyć się, badać świat i rozmyślać. Niestety, nie każdy ma na to czas i ochotę. Z tego powodu i sama wiara przechodzi w puste naśladownictwo, a ksiądz (biskup, papież) odwala całą robotę za wiernych (myśli za nich), wierni natomiast, by doznać zbawienia muszą „jedynie” wykonywać wskazówki i polecenia reprezentanta Boga. Można wierzyć w Boga, który nie jest promowany przez żaden istniejący Kościół. I chyba nie ma żadnych poważnych przesłanek, by uważać, że dla Boga konieczny jest Kościół, który go będzie reprezentował (chociaż była pewna powieść, w której wielkość Boga, jego znaczenie, było wprost proporcjonalne do ilości wyznawców J).
Jak to podsumować? Może tak: Człowieku religijny, zastanów się czasem nad tym, co robisz i czy to ma jakiś sens, oraz czy aby na pewno ci wstrętni geje robią naprawdę coś aż tak niedobrego. Człowieku wierzący, przemyśl czy homoseksualizm to może być wyróżnik, który dzieli ludzi na dobrych i złych. Homoseksualisto, nie wspomagaj tych (i nie dokonuj swoistej autodestrukcji), którzy cię nienawidzą i pragną zniszczyć. Bądź świadomy tego, co robisz wstępując w szeregi ludzi, którzy mają cię za nic. Pokazuj ludziom, że twoja odmienność nie jest niczym złym. Rozpoznaj granicę pomiędzy, z jednej strony wyuczonymi zasadami poddanymi ci z zewnątrz, a z drugiej własnymi odczuciami. Pamiętaj, że wiara (w Boga) z powodzeniem może się obejść bez ustanowionych mocą człowieka instytucjonalnych religii!
|