Wyjść czy nie wyjść... Wyjście wysłane cierniami autor: chudy
Dlugo trzeba by bylo pisac wiec streszcze jak tylko sie da. Dawno, dawno temu, za siedmioma gora, za siedmioma lasami zyla sobie moja rodzina i ja. O powiedzeniu swoim rodzicom nawet nie myslalem, przyszlo samo.
Bedac szczesliwy ze swoim owczesnym chlopakiem, ktory powiedzial swoim rodzicom miesiac przed naszym poznaniem sie, zaczalem sie zastanawiac czy tez nie warto skrocic sobie cierpienia, mowiac o sobie rodzicom. Zaczalem analizowac jakby sie zachowali poszczegolni czlonkowie mojej rodziny; siostra mysle, ze znioslaby to nie najgorzej akceptujac mnie bez wiekszych problemow, tata powiedzialby zebym mu nie przeszkadzal bo wlasnie oglada mecz, czyli bylo by mu obojetne, mama rozpaczalaby przez jakis czas ale by jej przeszlo. Postanowilem powiedziec rodzicom tak samo jak zrobil to moj chlopak, mianowicie zostawil list do rodzicow w domu na stole i wyszedl na caly dzien. Zeby nabrac sil i przekonania rozmawialem czesto z mama mojego chlopaka, jak to bylo z nimi i jak ewentualnie moze byc u mnie. Niestety brakowalo mi weny na napisanie listu i tak sie to odkladalo.
We wrzesniu 2002 mialem przyjechac na lykend do naszego domku letniskowego na dzialce. Nie chcialem przyjezdzac bo nie czulem sie zbyt dobrze zwlaszcza, ze mialem dosyc klamstw przez ostatni rok, ukrywania sie przed wszystkimi i ciaglego tlumaczenia sie dlaczego niemam dziewczyny itp., ale nie chcialem robic przykrosci dziadkom i przyjechalem. Na miejscu poczulem sie jeszcze gorzej, jak wszyscy siedzieli przy grilu, ja poszedlem do pokoju i gasilem bol lzami. Weszla mama. Zobaczywszy co sie ze mna dzieje usiadla i zaczela sie dopytywac co sie stalo, nie moglem wydusic z siebie ani slowa. Zadawala rozne pytania, czy cos na studiach nie tak, czy martwie sie dziadkami, a kiedy zapytala czy jestem moze inny kiwnalem tylko glowa na "tak". Reakcji mojej mamy nie zapomne do konca zycia, nigdy bym sie po niej nie spodziewal. Pierwsze slowa, ktore wypowiedziala brzmialy "Ten sku*wysyn Grzesiek cie w to wciagnal". (Grzegorz to moj bliski przyjaciel, ktory byl pierwsza osoba z branzy, ktora poznalem, ktoremu powiedzialem o sobie jako obcej osobie, ktory pomogl przezwyciezyc zapasci siegajace dna, ktory mnie utrzymuje przy zyciu az po dzis dzien, mama znala go osobiscie jako kolege poznanego przez internet).
Od tamtego dnia minelo ponad poltora roku, piekla ktore przezylem nie zyczylbym nawet najgorszemu wrogowi. Mylilem sie pod kazdym wzgledem co do mamy. Generalnie jestem dla niej zboczencem i sku*wysynem, ktory zrobil krzywde calej rodzinie, a nie jej kochanym synem. Powinno sie mnie odizolowac od calego swiata, gdybym niebyl jej dzieckiem to by mnie zabila podczas snu. Nie bedzie tolerowala zadnych moich kolegow w domu, takich samych zboczencow jak ja. W okresie pierwszego roku, mama uciekala w alkohol, rozpaczajac i robiac co lykend burdy w domu, nie wypuszczajac mnie pod grozba samobojstwa. Od pol roku jest troche ciszej, zrobila tylko raz tak, uspokoila sie i nie pije ale wiem, ze to tylko cisza przed kolejna burza, ktora bedzie za kazdym razem silniejsza, az do momentu kiedy stanie sie tragedia gdy ktores z nas, czyli ja lub mama, nie wytrzymamy tego napiecia...
(z prostej przyczyny standardowych zachowan, skrocilem o takie rzeczy jak przejscia rodzicow z psychologiem, klasztorem franciszkanow, stowazyszeniem pomocy dla rodzin i ich dzieci homoseksualnych, usilowaniem leczenia mnie, ostrym rygorem z wyjsciem gdzie kolwiek z przyjaciolmi itp.)
Czy ktos jest w stanie mi powiedziec ile czlowiek musi zniesc bolu zeby mogl w koncu odpoczac i zaczac godnie zyc jak czlowiek?
Ostatnio zmieniony 29 gru 2008, o 23:57 przez 7z9, łącznie zmieniany 2 razy |
Wstawienie treści artykułu |
|