Mam wrażenie, że jak dotąd politycy i urzędnicy starali trzymać się od tematu gejów z daleka.
Tzn. "udawajmy, że ich nie ma, to przecież jakiś marny procent wszystkich obywateli, więc
nie będziemy tracić czasu nawet na wspominanie o ich istnieniu". Dla mnie informacje o tym,
że jakaś parada równości gdzieś na tzw. "zachodzie" albo za oceanem ma patronat prezydenta
miasta, a co więcej ten prezydent jest na niej obecny, to jakiś kosmiczny folklor porównywalny z
Eskimosami albo czymkolwiek, co gdzieś daleko, na cywilizacyjnym odludziu. A tymczasem to się
dzieje w dużych miastach!
W Polsce things get better - choćby tęczowa flaga na ursynowskim ratuszu, albo ostatni wywiad
dyrektor warszawskiego biura turystyki, w którym wypowiadała się o homo-turystyce dość swobodnie.
Oczywiście została już za to
zjechana przez prawicowców.
Jakie to jest chore, że jadąc gdzieś ze swoim chłopakiem i nie kryjąc się z tym, kim jestem,
musiałbym
mieć nadzieję, że właściciel hotelu, nie pójdzie za prostym skojarzeniem:
dwóch facetów + łóżko = ... . To nienormalne, że para hetero w ogóle nie ma takich problemów
i nie musi martwić się takimi sprawami.
W tym momencie przypomina mi się jeszcze sprawa mojego znajomego, który jeszcze w liceum
opowiadał, jak to dwóch podobno gejów chciało wynająć mieszkanie od jego rodziców, którzy
nie zgodzili się, dlatego że o bycie gejami ich podejrzewali... To fatalne, a jednocześnie
ciekawe - akceptuje się w jakiś sposób gejów, mówiąć, że "nie ma nic przeciwko,
ale..." jeśli
mają trzymać się za ręce u mnie za ścianą, to niech idą gdzie indziej.